Kilka dni temu wróciłam z Londynu, gdzie przy okazji miałam możliwość odwiedzenia Chelsea Flower Show. Był to mój drugi raz na wspomnianej wystawie (chociaż pierwszego zbyt dobrze nie pamiętam… byłam chyba zbyt mała i chyba niezbyt zainteresowana 🙂 ). Tym razem, już z nieco większą pasją do ogrodów, wybrałam się tam z chęcią, a to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. W kontekście szeroko pojętej roślinności i założeń ogrodniczych – było to jedno z piękniejszych miejsc, jakie widziałam!
Na samym wejściu przywitał mnie ogród w stylu japońskim, zdecydowanie jeden z moich faworytów. Drzewka bonsai, piękne czerwone klony, wysepki z mchu, małe oczka wodne, a to wszystko w tonacji niebiesko/fioletowej. Długo nie mogłam oderwać oczu od tego ogrodu.
Następnie odwiedziłam ogród powstały z inspiracji Galerią Narodową w Londynie, a dokładniej dziełami znajdującymi się w niej, autorstwa między innymi Monet’a, Klimt’a czy Gallen-Kallela. Obrazy, ich tekstury i kolory zainspirowały brytyjskich projektantów krajobrazu do stworzenia tego założenia. Główną rolę grały w nim kolory i ciekawe rzeźby, także z roślin.
Spacerując po wystawie, zauważyłam że wielu projektantów stawia na ekologię i ogrody wodne, które pozwalają oszczędzać ten zasób natury. Na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć ciekawe konstrukcje z “ogrodem na dachu”. Oprócz zapewniania cienia roślinom narażonym na bezpośrednie słońce, zbierają one, filtrują i magazynują każdą kroplę deszczówki, aby następnie oddać ją roślinom poniżej.
Będąc przy temacie ekologii, czymś na co również zwróciłam szczególną uwagę było dbanie o bioróżnorodność. Na samym początku dzikie założenia nieco mnie zdziwiły. Do tej pory miałam w swojej głowie obraz Chelsea Flower Show jako jedynie pięknie wypielęgnowanych, stonowanych, przystrzyżonych ogrodów. Tutaj jednak wiele założeń opierało się na dzikich kwiatach i wielokolorowych rabatach. Pozwalało to poczuć się niemal jak na spacerze wśród wiejskich pól. Uważam to za bardzo dobry krok w kierunku ekologii, natury i bioróżnorodności. Najbardziej zachwyciły mnie fioletowe maki!
Było również kilka ciekawych, niecodziennych konceptów, na których zawiesiłam oko na dłuższą chwilę:
A na koniec ostatni ogród… który był przepięknym zwieńczeniem tego wieczoru i zrobił na mnie największe wrażenie. Ogród z rzeźbami z drewna. Spójrzcie tylko na te cuda!
Wrażenia zostały we mnie do dziś i jak już mówiłam mojej Mamie – przy następnej okazji, jedziemy tam znowu razem!
A jeśli Wy jeszcze nigdy nie mieliście okazji odwiedzić Chelsea Flower Show w Londynie, bardzo bardzo bardzo polecam! Każdy miłośnik ogrodów będzie tam jak w niebie, a i ogrodniczych sceptyków myślę że wiele założeń zaskoczy i zainteresuje. Jest to zdecydowanie miejsce, które inspiruje.